Umieramy – taka zasada,
tradycja Adama, naszego pradziada.
Zerwać z nią, natychmiast!
– krzyczą ludzie świata miast.
Ale jak? Kiedy? Po co?
Ludzie za życia martwi, szatami się złocą.
Szaty prawdziwe, szaty piękne,
trumny twarde, mocne, stabilne..
Jak żyć wiecznie? Czy jest po co?
Czy te szaty naprawdę, wiecznie się złocą?
Kiedy umrzeć, takie pytanie,
Czy te 120 lat, każdy ma na stanie?
Po co żyć, czy jest sens?
Miejsce zabrać, wyznaczyć kres.
Innych pokonać, silny zwycięży,
więcej zgromadzić pieniężnych oręży.
Gdy innych pokonam będę sam…
I nie znajdzie się ani jeden, wypędzony Cham…
Smutna – ta zasada,
tradycja Adama, naszego martwego dziada.
Ludzie się mnożą, jest ich coraz więcej,
coś trzeba wymyśleć, coraz prędzej.
Zastosować armaty!
tradycja Adama, naszego martwego taty.
Co teraz? – na mnie pora…
Czy zrobić z siebie też potwora?
Czy mam wybór? Jasny prosty?
Jak budować nowe mosty?
Wybaczyć przodkom, to podstawa,
Jasna z tego sprawa,
Przodkiem pierwszym, Bóg Jedyny…
Czy znajdę w nim odrobinę winy?
Chciałbym… długo szukam…
Tu i tam lukam…
W Chrystusie – nie znajduje,
żywy świat wreszcie, z Panem moim, Bogiem namaluję!
Taki los tej umierania tradycji,
martwy stos ludzkich inwestycji.